środa, 22 grudnia 2010

wesołych świąt..

To była z pewnością jedna z najpiękniejszych nocy w roku, trudno się dziwić, wigilia Bożego Narodzenia tchnęła w nią bowiem tyle magii, że nawet ślepiec mógł poczuć się zaczarowany. Franciszkowi wzrok służył doskonale, jednak albo nie mógł się z tymi cudami pogodzić, albo za wszelką cenę nie chciał ich dostrzec. Nie zauważył więc śnieżynek, które mieniły się w bladożółtym świetle latarń, nie zauważył nawet lśniących tysiącem kolorów choinek posadzonych tuż pod jego oknem, oczy utkwione miał w ekranie komputera a wszystkie jego myśli krążyły wokół nieznośnie nudnych- choć z pewnością nie dla niego- multimedialnych wynalazków. Gdyby ktoś zapytał go, w którym momencie stracił tak wielką radość życia- swoją najcenniejszą cechę, nie potrafiłby odpowiedzieć, a nawet gdyby spróbował, to i tak nadal starałby się siebie oszukiwać, czynił to już kilkakrotnie, nie, to nie była chwila, w której cisnął do szafy korki i porzucił ultimate frisbee!! Mnóstwo czasu minęło od tamtego dnia i mnóstwo też czasu poświęcili jego koledzy by przekonać go do powrotu, bezskutecznie, upór Franciszka zwyciężał na boisku wielokrotnie, tym razem również, niestety.
Z odrętwienia wyrwał go dziwny hałas. Pac! Rozejrzał się niespokojnie po pokoju, ale ten wyglądał jak zwykle, puste ściany, na których wisiały niegdyś turniejowe plakaty i cały ten ład, który namiętnie pielęgnował były takie same. Pac! Coś znowu uderzyło, teraz był już pewien, w jego okno!! Podszedł do niego i pełen złości otworzył.. o nie, to znowu oni!! Po drugiej stronie ulicy stała roześmiana grupka i obrzucała jego dom śnieżkami!! – Franciszku, chodź do nas, jest wspaniale, idziemy do parku, mamy frisbee!! Czerwone od mrozu policzki i ten wszechobecny uśmiech, nic bardziej nie mogło popsuć tego wspaniałego wieczoru w jego uporządkowanym życiu. Zdenerwowany zatrzasnął okno i postanowił zapomnieć o tej błazenadzie na śniegu, najlepiej usypiając..
-  Franciszku, nadszedł czas, wstawaj!!
Spokój nocy przerwał zachrypnięty głos i poderwał go na równe nogi. Co to było, kto to był?! Znowu rozejrzał się po pokoju, w półmroku dostrzegł tym razem dziwną postać, wyglądało to niesamowicie, cała była bowiem otoczona dziwnymi talerzami i co gorsza, zaczęła zmierzać w jego stronę!!
-  Franciszku, nadszedł czas, zbyt długo marnowałeś talent, nadszedł czas by to zmienić. Czy wiesz, kim jestem?!
Zjawa podeszła bliżej i w świetle nocnej lampy wydawała się już znajoma..
-  Mój Boże, to ty?! To niemożliwe, ty nie żyjesz, Frederick Morrison nie żyje, kim jesteś?!
- Jestem jego duchem, jestem duchem Fredericka, przyszedłem tutaj żeby naprawić twoje życie, zbyt długo tkwiłeś w letargu, pora to zmienić..
-  Nie!! Nie chcę, słyszysz, nie chcę!! Odszedłem, rozumiesz?! Miałem już po uszy zapachu trawy i jej smaku, miałem dość ciągłego zmęczenia, podróżowania i walki, odszedłem, rozumiesz?!
- Obawiam się, że nie masz wyboru. Franciszku, tej nocy odwiedzą cię jeszcze dwa duchy, pokażą ci wszystko, co musisz zobaczyć by zrozumieć, teraz śpij!!
Franciszek nie pamiętał, ile czasu minęło, ale obudził się w końcu i umierając nieomal ze strachu przeszukał wzrokiem całą sypialnię, nie zauważył jednak ani śladu przeżytego koszmaru, uspokoił się więc i odetchnął z ulgą..
- To był tylko sen, to był tylko zły..
Trach!! Drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich postać ubrana tak, jakby za chwilę miała wybiec na boisko i zagrać mecz, nawet korki miała już zawiązane, tragedia!!
-  Franciszku, jestem duchem minionego ultimate, pokażę Ci, co straciłeś..
-  Nie!! Zostawcie mnie, ja odszedłem, odszeeeeeee...
Zawroty głowy były tak nieznośne, że na chwilę zemdlał, a gdy otworzył znowu oczy.. był na treningu swojej drużyny!! Pamiętał ten letni dzień pełen emocji, tylko miesiąc dzielił wtedy jego team od wielkich wyzwań, pełnia lata, słońce świeciło wtedy najpiękniej, świeciło tylko dla nich, szesnastu przyjaciół, których największą radością była obecność w tamtym właśnie miejscu. Nagle zobaczył samego siebie, wybiegał właśnie z trenowanego usilnie stacka i w pełnym biegu chwytał dysk, wydawało mu się wtedy, że jest królem świata, superbohaterem. Wspomnienie wytrąciło go z równowagi i zerknął na ławkę.. siedziała tam, dokładnie tak ją zapamiętał, śliczną tak bardzo, że tracił wtedy zmysły i czynił lejałty pozbawione zdrowego rozsądku, byle tylko spojrzała na niego, choć przez chwilę..
- Dość Franciszku, zobaczyłeś już wszystko, teraz śpij!!
Znowu poczuł się jak na karuzeli i znowu obudził się w swoim uporządkowanym pokoju. Tym razem nie zastanawiał się jednak, czy śnił, tak bardzo chciał znowu tam wrócić i popatrzeć przez chwilę na swoich przyjaciół.. i na nią..
Trach! Drzwi wypadły nieomal z futryn a zjawa, która się ukazała wyglądała przerażająco, jej strój przypominał strzępy a twarz, całą w błocie wykrzywiał grymas potwornej złości..
-  Franciszku- odezwała się mrocznym głosem- jestem duchem przyszłego ultimate, pokażę Ci..
-  Co?! Co mi pokażesz?! Franciszek nie krzyczał, zbyt straszna była ta postać, szeptał więc, ale nie doczekał odpowiedzi, poczuł straszny ból i zemdlał.
Ocucił do deszcz i wiatr, tak przejmujący, że poczuł dreszcze. Stał na boisku, ale widok różnił się już od letnich wspomnień, niebo usłane było ciężkimi chmurami a murawa przypominała bagno. Mecz właśnie się skończył, zawodnicy rozchodzili się powoli do szatni.. Franciszek patrzył na nich, ale nikogo nie rozpoznawał, podszedł więc bliżej i dopiero wtedy zobaczył swoich przyjaciół. Na ich twarzach nie było już radości, którą pamiętał, były natomiast tak smutne, że poczuł dziwny ucisk w gardle, mógłby się rozpłakać i nie byłby sam, wszyscy jego koledzy i koleżanki płakali, przegrali chyba mecz, kiedy znaleźli się tuż obok niego, usłyszał głos swojego dawnego kapitana..
-  Nie martwcie się, nie spełniliśmy marzeń, ale przecież mamy jeszcze na to czas..
-  Ale nie mamy już Franciszka, i nigdy nie będziemy mieli, nie rozumiesz?! Mogliśmy dziś przegrać, mogliśmy też wygrać, ale bez niego to nie ma już sensu.. kiedyś byliśmy drużyną.. teraz to nie ma już sensu.
Franciszek tak bardzo pragnął się obudzić z tego koszmaru, że opadł na kolana i zaciskał z całej siły pięści, nic się jednak nie wydarzyło, odprowadził swoich kolegów wzrokiem i zobaczył, że wychodząc z szatni udali się każdy w swoją stronę, jakby nigdy nie mieli się spotkać..
Obudziły go promienie słońca padające na puste ściany jego pokoju, zerwał się przerażony, znalazł budzik i zobaczył datę: 25 grudnia, Boże Narodzenie. A więc to był sen, to wszystko było snem.. Podszedł do okna i otworzył je, powietrze, choć mroźne, było tak ożywcze, że zamknął oczy i oddychał nim tak głęboko, jak tylko potrafił. Potem usiadł przy biurku, podniósł z niego telefon i wykręcił numer..
-  Halo? Głos w słuchawce był tak wesoły, że dodał Franciszkowi sił, już wiedział, co powiedzieć..
-  Hubercie, to ty? Tu Franciszek, chciałbym przyjść na trening..
    - Czekaliśmy na to, wszyscy czekaliśmy, wiesz gdzie nas znaleźć..

1 komentarz:

  1. Faak, men, świetnie napisane, no i bardzo podoba mi się ta Wasza różnorodność form tego co piszecie!

    OdpowiedzUsuń